„Nadchodzi, nadchodzi Armia Patriotów”, „Bóg, Honor i Ojczyzna”, „Cześć i chwała bohaterom”, „Biało czerwone to barwy niezwyciężone”, „Narodowe Siły Zbrojne – NSZ”, „Idzie młode pokolenie niesie Polsce odrodzenie”, „My dopniemy swego celu Adam Michnik w Izraelu”, „Michnik to ciota z pod znaku sierpa i młota”, „Raz sierpem raz młotem czerwoną hołotę”, „A na drzewach zamiast liści będą wisieć komuniści”, „ A na drzewie obok młota powiesimy Palikota”, „Wczoraj Moskwa, dziś Bruksela niepodległość nam zabiera”, “Zakaz pedałowania”, „Kłamstwa Michnika wyrzuć do śmietnika”, „Precz z Komuną”, „Stolica Polaków nie chce lewaków”, i po zajściach na rondzie Waszyngtona - „Policyjna prowokacja”, „Bez honoru i ambicji zapier…laj do policji”,
Podobne okrzyki towarzyszyły Marszowi aż do momentu, kiedy czoło doszło do błoni obok Stadionu Narodowego. Idąc w środkowej części rozciągającego się na kilka kilometrów przybranego flagami i transparentami bezmiaru Polskich Patriotów przekonany byłem, że taki pokojowy przebieg manifestacji towarzyszył będzie nam wszystkim do końca.
Zadyma…
Marsz stanął po raz pierwszy, kiedy nasza grupa znalazła się około 50 metrów prze końcem mostu. Po chwili od zatrzymania od przodu dotarła do nas widomość, że na rondzie Waszyngtona rozpoczęła się sprowokowana przez policję „zadyma”. Nad głowami maszerujących pojawiło się kilka policyjnych helikopterów, a wszyscy idący dotychczas po obrzeżach mostu członkowie ochrony Marszu zaczęli przeciskać się w kierunku czoła w tym samym momencie most zadrżał wprawiając wszystkich w osłupienie. Przypominało to rodzaj trzęsienia ziemi powodując odczuwalne i dość nieprzyjemne drgania. Ludzie zaczęli napierać na stojących z przodu chcąc opuścić most. W końcu po paru minutach tłum ruszył dalej i po przejściu kolejnych kilkudziesięciu metrów znów został zatrzymany. Nasza grupa znalazła się dokładnie na wysokości Stadionu Narodowego z, za którego wypełzło około stu policjantów w białych hełmach i z tarczami przed sobą. Oddaleni od krawędzi ulicy o 80 metrów sformowali kordon, wyciągnęli prze tarcze pałki i wolnym, ale zdecydowanym krokiem ruszyli w naszym kierunku. W tym samym czasie wśród nas pojawiło się kilku mężczyzn z zakrytymi twarzami wznoszących obelżywe okrzyki pod adresem policji. Policjanci przyśpieszyli kroku, a ludzie z naszej grupy zaczęli przeciskać się do przeciwległej strony ulicy. Na szczęście przez tłum stojący jeszcze na moście zaczęły przedzierać się dwie karetki pogotowia na sygnale zmuszając ludzi do rozstąpienia się i zbliżenia w kierunku podchodzących policjantów, którzy skonsternowani zatrzymali się od nas na niecałe 5 metrów. Razem z karetkami dotarł do nas samochód z głośnikami i z prowadzącym Marsz panem Marianem Kowalskim, który widząc, co się dziej zaczął przez megafony wzywać służbę porządkową do oddzielenia policji od uczestników. Stojąc kilka metrów od kordonu widziałem jednego z dowódców krzyczącego, aby policjanci nie zatrzymywali się i odcięli naszą kilkusetosobową grupę od zatrzymanych na moście kilku tysięcy ludzi. Zanim dotarło to do wszystkich stojących w rzędzie policjantów kilku ubranych w pomarańczowe kamizeli członków ochrony stanęło pomiędzy marszem i kordonem rozciągając pomiędzy sobą żółtą linę. Po chwili puste miejsca pomiędzy nimi wypełnili inni członkowie ochrony i policja wolnym krokiem wycofała się pod płot stadionu, a my ruszyliśmy dalej. Syn Roberta obserwujący wszytko z pleców taty, co chwile potarzał pytanie: Tata policja będzie nas bić pałkami? Tak jak wielu innych uczestników nie mogłem uwierzyć własnym oczom czując z jednej strony zdziwienie, a z drugiej złość przypominającą mi podobną sytuację z przed lat, kiedy kordony ZOMO obrzucały nas gazem. Wolna Polska wydała mi się tu tak samo złudna jak zwycięstwo Solidarności w 80-tym roku. Był to niestety dopiero początek akcji policji przeciwko maszerującym. Po tym jak przeszliśmy kolejne kilkadziesiąt metrów roztoczyło się przed nami istne pole bitwy. Setki policjantów reagujących agresywnie w stosunku do spokojnie przechodzących ludzi, petardy rzucane z za policyjnego kordonu, gaz łzawiący i samochód polewający ludzi zabarwioną wodą. Wszystko to działo się pomimo sprawnego oddzielenia spokojnie idących ludzi od policji przez bardzo dobrze działającą ochronę Marszu. Dochodząc do placu gdzie planowano przemówienia minęły mnie dwie starsze panie, z którymi rozmawiałem idąc jeszcze po moście. Oblane od stóp do głów „policyjną ultrafioletową cieczą” zakomunikowały mi, że dla nich Marsz już się skończył. Było mi bardzo przykro widząc ludzi w różnym wieku nieraz podeszłym zmoczonych polewaną bez celowo cieczą. Podczas przemówień organizatorów i zaproszonych gości nie ustawały prowokacje ze strony nielicznej zamaskowanej grupy chuliganów. Zastanawiałem się, dlaczego policja nie zneutralizuje tych chuliganów otaczając ich i aresztując. Znajdowali się zwykle pomiędzy kordonem straży Marszu ubranym w widoczne pomarańczowe kamizeli i kordonem osłoniętych tarczami policjantów. Niestety policjanci woleli obrzucić wszystkich gazem i postrzelać sobie z broni gładko lufowej do tłumu powodując poważne obrażenia i siniaki. Wiele z osób zatrutych gazem odwoziły karetki, większość jednak pomimo łzawiących oczu i bólu w gardle pozostała na wiecu pod Stadionem Narodowym. Po przemówieniach rozpoczął się koncert, a nasza przerzedzona już grupa ruszyła w kierunku zaparkowanych nieopodal autobusów i nasypu z torami tramwajowymi, aby dotrzeć do najbliższej stacji. Z góry nasypu widzieliśmy akcję policji przeciwko wsiadającym do autobusów młodym ludziom. Wielu z nich leżało twarzą do ziemi, a rozwścieczeni policjanci po „cywilnemu” jakby w jakimś amoku biegali pośród ułożonych na ziemi ludzi wykrzykując wulgaryzmy pod ich adresem. Przed nami także pojawiła się spora grupa policji w pełnym rynsztunku, ale jak się okazało ich zadaniem było pilnowanie pomnika żołnierzy radzieckich w Parku Skaryszewskim. Kilkuosobową grupą dotarliśmy wreszcie do ulicy Grochowskiej skąd tramwajem ruszyliśmy do niewielkiej restauracji gdzie zagorzałą dyskusją i smaczną kolacją zakończyliśmy Dzień Święta Niepodległości.
Wasze ulice nasze kamienice…
To znane z okresu przedwojennego określenie odnosiło się do protestujących przeciwko niesprawiedliwości aspołecznej i politycznej Polaków. Wypowiadane było najczęściej przez żydowskich właścicieli kamienic jak również przedstawicieli establishmentu i władzy. Czy dzisiaj w dobie Internetu i wolnego przepływu informacji przedsięwzięcia takie jak Marsz Narodowy będą jedynie wentylem bezpieczeństwa, które raz w roku pozwoli upuścić ciśnienie niezadowolenia z działań zarządców naszej nieszczęśliwej Ojczyzny? Czy wystarczy raz w roku wyjść na ulicę, pokrzyczeć hasła i poczuć się Dumnym Polakiem żeby przez następne dwanaście miesięcy pozwalać agenturalnemu rządowi niszczyć dorobek pokoleń Polaków, rozprzedawać za bezcen gospodarkę kraju czy „ubarwiać” scenę polityczną kolejnymi złodziejskimi aferami? A może czas na to żeby jak za dawnych czasów skonfederować się i zażądać od władzy przeprowadzenia uczciwych wyborów pod obywatelskim nadzorem. Skonfederować się i jeżeli ta forma demokracji bezpośredniej nie zadziała nie dać ani grosza na żadne podatki czy inne bezprawie stosowane przeciwko nam za nasze własne pieniądze. Zastrajkować jak w latach 80-tych już się nie da, bo wszystkie większe zakłady gdzie było to możliwe zamknięto. Nie czekajmy do następnego Marszu i zacytujmy im inne z polskich powiedzeń „zima wasza - wiosna nasza”. Dołączcie do Ogólnoświatowej Konfederacji Organizacji Polskich (O.K.O.P)
MW