https://www.youtube.com/watch?v=WP2GQjNuvp0
MW
|
Wyobraźmy sobie taką sytuację, że wszystkie najważniejsze polityczno-gospodarcze decyzje w Polsce podejmowane są przez osoby, których nikt w naszym kraju nie zna, ani z nazwiska ani z wyglądu. Załóżmy, że osoby te nie uważają siebie nawet za polskich obywateli, a raczej są w swoim mniemaniu członkami międzynarodowej grupy powiązanej ściśle finansowymi meandrami multi-bilionowych korporacji bankowych. Ludzie ci uzależnieni są tylko odpowiedzialnością w stosunku do wspólnego interesu globalnej lichwy i wszystko, co do niej prowadzi, bez względu na koszty jest dla nich wykładnikiem działania. Śmierć tysięcy czy milionów ludzi w byłej Jugosławii, Iraku, Afganistanie, Egipcie, Libii, Syrii, Ukrainie czy jakiejś tam Polsce jest dla nich tylko i wyłącznie elementem rozgrywki. Śpią oni spokojnie w swoich strzeżonych całodobowo kompleksach mieszkaniowych, bez wyrzutów sumienia, ale za to z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku wobec „Wielkiej Sprawy Nowego Światowego Porządku”. Oczywiście, jeśli tacy ludzie istnieją muszą oni zatrudniać całą armię specjalistów od politycznego marketingu, badających tętno społecznego niezadowolenia w każdym kraju ziemskiego globu. Częstokroć ludzie ci mogą być nawet nie bardzo świadomi, dla kogo w rzeczywistości przygotowują ocenę sytuacji w kraju, w którym pracują. Większość z nich nie dba jednak o takie detale dostając niebotyczne uposażenia gwarantujące wysokie pozycje społeczne. Jedynym problemem tych specjalistów jest w rzeczywistości kontrola nastrojów społecznych poprzez organizowanie periodycznych „hepeningów” w formie tak zwanych „demokratycznych” wyborów czy marszów i protestów. Załóżmy „teoretycznie”, że taki „Marsz Narodowy” organizowany 11 listopada w Warszawie to w rzeczywistości przedsięwzięcie całkowicie kontrolowane przez „naszych” wspomnianych wyżej specjalistów. Ludzie sobie pokrzyczą, pomachają flagami, kilku dostanie gazem, czy nawet pałą i rozejdą się do domów dumni i pełni przekonania, że zrobili dobry kawał patriotycznej roboty. Jakby jednak było coś nie tak, to na wszelki wypadek puści się marsz przez most na peryferia miasta i wezwie z całej polski kilkadziesiąt tysięcy policji, wozy bojowe i „amerykańskie mikrofalówki” do smażenia protestujących na odległość. Tanio, szybko i skutecznie władza na rok znów będzie miała spokój. Oczywiście głównym daniem „naszych” specjalistów nie są jakieś tam marsze, ale kwintesencja ustroju demokratycznego – WYBORY. Jak przystało na porządną operę mydlaną scenariusz przygotowuje się zaraz po zakończeniu spektaklu. Nie wolno jednak pokazać pospólstwu zbyt wcześnie pretendenta na wybierane stanowisko. Mogliby jeszcze przeszukać Internet i dowiedzieć się, że jego rodzice byli w ubecji czy jego żona pochodzi z jedynie poprawnej i z tego powodu wybranej nacji. Wszystko musi być jak w dobrym kryminale do końca nikt z widowni nie wie, kto zbił. Oczywiście muszą także być inni pretendenci i najlepiej kiedy będą jak najbardziej kontrowersyjni i antysystemowi. Niech gawiedź zobaczy, że jest u nas pluralizm, a i cała akcja będzie bardziej ekscytująca i „holiłudzko” prawdziwa. Na dwie walczące ze sobą zaciekle pozycje głównych pretendentów podstawienie zostaną „nasi” ludzie, którzy różnić się będą zasadniczo tym, że się nie różnią. Antysystemowcy stworzą w międzyczasie zamieszanie i poczucie „prawdziwych wyborów”. Wybierzemy z nich jednego, który jest najbardziej ograniczony, ale za to ma bardzo łatwy i oparty o jeden konkretny postulat program wyborczy. Poprze go „nasza” telewizja i „nasze” gazety tak żeby, jak mu damy 20% w wyborach, wszystko wyglądało koszernie, bo przecież taki popularny był. Z naszych dwóch kandydatów w pierwszej turze, po zaciętej walce wyłonimy tego „lepszego” dla Narodu. Zrobimy też dużo medialnego huku, jak to on zaskoczył wszystkich swoją wygraną, w rzeczywistości będzie to nie więcej niż 2% różnicy. Wszyscy zrozumieją, że antysytemowcy nie mają szans, bo dostali poniżej 1%, a ten najgłośniejszy i najlepiej z nich zorganizowany dostanie, no powiedzmy 4% i płakać nie będzie, bo przecież, wcześniej dostał koryto w Brukseli. Kluczem do sukcesu będzie jednak ten od 20%. Jego prosty jedno-problemowy program, który „przyniósł mu” te 20% zostanie przejęty przez naszego głównego pretendenta. Ogłosi on łaskawie, że zrozumiał dzięki tym 20% głosujących potrzebę ludzi i postanawia zwołać referendum, a nawet ustawę do konstytucji wprowadzić, że by ten „palący” społeczeństwo problem rozwiązać. Drugi z naszych pretendentów wszystko to oceni negatywnie i cała sfora ujadających „gadających głów” poprze go, używając argumentów o „scementowaniu sceny politycznej”. Tym sposobem pomimo całkowitej niekompetencji, skakaniu po krzesłach i „bulesnym” wpadkom, nasz pretendent zostanie na stanowisku, chociaż "wygra" tylko kilkoma procentami. Gawiedź, odejdzie od telewizorów syta wrażeń i emocji w pełnym zrozumieniu, że było bardzo blisko i za pięć lat wszystko to na pewno się zmieni. "Nasi eksperci" przygotują znów plan i zaczną go wprowadzać w życie już od jutra po wyborach. Co jeśli coś nie wypali? Mamy zawsze opcję ostateczną- kolorową rewolucję . https://www.youtube.com/watch?v=WP2GQjNuvp0 MW
0 Comments
Leave a Reply. |
O polityce i nie tylko
Nie ma innej polityki niż polityka lokalna Archives
January 2018
Categories |