MW
Nie trzeba było długo czekać, aby przedstawiciele zarządzającej Polską sitwy zaczęli ubijać polityczny interes na kolejnej katastrofie. Pan Ryszard Czarnecki z PIS postanowił powiązać zestrzelenie samolotu malezyjskich linii lotniczych nad wschodnią Ukrainą z katastrofą w Smoleńsku w 2010 roku. Za obie katastrofy są oczywiście odpowiedzialni, według Czarneckiego Rosjanie, a przede wszystkim Władimir Putin. Po obydwu katastrofach znaleźli się ludzie, którzy wiele stracili, ale także i ludzie, którzy wiele zyskali lub przynajmniej znaleźli się w lepszej sytuacji. Katastrofa w smoleńsku odebrała Polskiemu Narodowi elitę władz, odebrała polskiemu wojsku i paktowi NATO głównodowodzących, odebrała polskiej kulturze kilku znanych artystów, w końcu odebrała żonom i mężom ich współmałżonków, a dzieciom rodziców. Spowodowała również przejęcie całkowitej władzy w naszym kraju przez frakcję związaną z Platformą Obywatelską, która, co jest ogólnie wiadomo, jest tworem postkomunistycznych służb specjalnych PRL-u. "Dzięki” tej katastrofie wiele osób zyskało prominentne stanowiska i zarobiło olbrzymie pieniądze, inni otrzymali kontrakty, lub zakupili po atrakcyjnych cenach całe sektory Gospodarki Narodowej. Co zyskali Rosjanie? Wiele osób, które zginęły w katastrofie było dla polityki rosyjskiej, co najmniej niewygodnych. Lech Kaczyński był zagorzałym przeciwnikiem polityki Putina, co pokazał solidaryzując się z prezydentem Gruzji podczas wojny o Osetię. Był on jednak u kresu swojej kadencji i wyniki sondaży oraz realne poparcie, jakie posiadał w kraju były marginalne. Eliminowanie go nie miało dla Rosjan najmniejszego sensu, a wręcz przyniosło skutki odwrotne wzmacniając pozycję PIS jednocząc wielu Polaków przeciwko Rosji. Eliminowanie dowództwa Polskiego Wojska nie miała również sensu. Rosjanie dobrze wiedzą, że NATO czy USA nie traktują Polskiej Armii poważnie. Dla tych, którzy mają jeszcze jakieś złudzenia przypomnę, że NATO nie upomniało się nawet o telefony czy komputery swoich generałów. Prawdopodobnie szyfry i „tajne informacje”, jakie im udostępniono nie miały zbyt wielkiego znaczenia, nie wspominając już o wojskowej solidarności nie pozostawiania swoich poległych na polu walki. Zresztą, zachodni „sojusznicy” mają takie traktowanie Polski zakodowane w swoim działaniu. Za Gdańsk też umierać nie chcieli, chociaż Polacy walczyli i umierali „kilka miesięcy” później za Paryż i Londyn. Polskie wojsko było czwartą, co do wielkości armią sprzymierzonych walczących w Drugiej Wojnie przeciwko państwom OSI, jednak w paradzie zwycięstwa w Londynie nie pozwolono im maszerować. Sprzedanie Polski w Jałcie radzieckim bolszewikom dopełniło ohydnej zdrady. Rosjanie dobrze o tym wiedzieli i jedynym realnym zyskiem z katastrofy pod Smoleńskiem może być fakt posiadania przez rosyjski wywiad niewygodnych, kompromitujących informacji mogących zakończyć kariery wielu polityków w Polsce. Rosjanie informacje te, użyją zapewne, jako karty przetargowej w odpowiedniej dla nich sytuacji, która w kontekście wojny na Ukrainie może pojawić się już niedługo. Zamach na generała Sikorskiego pod Gibraltarem, zamordowanie Johna Kennedy, jego brata Roberta, kontrolowane zburzenie wieżowców World Trade Center jedenastego września 2001 roku, pomimo przytłaczających faktów nie doczekały się publicznej debaty i uczciwych śledztw. Na oficjalne rozwiązanie kontrowersyjnej katastrofy pod Smoleńskiej także nie mamy, co liczyć. Nawet, jeśli komisja Macierewicza ustali bezsprzecznie udział rosyjskich służb w zamachu - co Polska może w tej sytuacji zrobić? Rozpoczęcie wojny z Federacją Rosyjską nie wchodzi tu raczej w grę, zwłaszcza, że oficjalne stanowisko polskiego rządu nie jest zgodne z ustaleniami komisji Macierewicza i jego ekspertów. Sam Pan Macierewicz niespełna trzy dni po zestrzeleniu malezyjskiego samolotu wysuwa tezę, że za wypadek odpowiada Rosja upodobniając się tym do Tatiany Anodiny szefowej rosyjskiej komisji, która w podobny sposób, zanim jeszcze dogaszono pożar płonących szczątków TU 154 M, całą winą za wypadek w Smoleńsku obarczyła polskich pilotów, generała Błasika i prezydenta Kaczyńskiego. Trudno oczekiwać czy kiedykolwiek dowiemy się z całkowitą pewnością, kto wydał rozkaz zestrzelenia malezyjskiego Boeinga czy polskiego Tu 154M. Dwie katastrofy posiadają jednak wspólny mianownik. Ktoś jest odpowiedzialny za ustalenie kursu malezyjskiego samolotu nad obszarem objętym działaniami wojennymi tak jak ktoś jest odpowiedzialny za „wpakowanie” do jednego samolotu wszystkich najważniejszych osób w państwie. Jeśli chodzi o katastrofę na Ukrainie to jeszcze za wcześnie żeby na to pytanie odpowiedzieć jednoznacznie. Za skalę katastrofy w Smoleńsku odpowiedzialni są funkcjonariusze Biura Ochrony Rządu (BOR), a zwłaszcza ich były zwierzchnik generał Janicki. Kim jest ten człowiek i dla czego jeszcze nie siedzi w więzieniu może stanowić przyczynek do rozwiązania zagadki, kto stoi za smoleńską tragedią. Pan Jerzy Janicki swoją błyskotliwą karierę rozpoczął od stanowiska, z którego mógł tylko awansować na najwyższy pułap w hierarchii państwowej – został kierowcą prezydenta Wałęsy. Poprzedni kierowca, pan Mieczysław Wachowski z za kierownicy trafił na stanowisko ministra i bezpośredniego doradcy prezydenta, więc Janicki był po prostu „skazany na sukces”. Wysłany na eksternistyczne studia zostaje szefem wydziału, a wkrótce dostaje szlify generalskie i szefostwo BOR. To on łamiąc wszelkie zasady ochrony osób najważniejszych w kraju, podjął decyzję o wspólnym locie generalicji Armii Polskiej i najwyższych dostojników państwowych. W każdym normalnym państwie dostałby za kryminalne niedopełnienie obowiązków służbowych dożywocie bez prawa odwołania, a w niektórych krajach może i nawet karę śmierci. W Polsce Platformy Obywatelskiej otrzymał od prezydenta Bronisława Komorowskiego medal, awans na generała armii i kiedy niecały rok po wypadku w Smoleńsku odszedł z BOR najwyższą z możliwych emerytur wojskowych. Zaraz potem zasiadł w zarządzie jednej z najbogatszych spółek w kraju. Pan Donald Tusk, jako premier dopuścił się także kryminalnego niedopełnienia obowiązków oddając śledztwo w ręce Rosjan. To dzięki jego decyzji asygnowany lot wojskowy został potraktowany, jako lot cywilny. Dlaczego? Gdyby był to lot wojskowy tylko polscy prokuratorzy wojskowi mogliby przeprowadzić śledztwo, a co za tym idzie „natowscy” eksperci mieliby dostęp do wraku zaraz po wypadku. Nie dość, że celowe działanie Donalda Tuska spowodowało przejęcie sprawy przez rosyjskich ekspertów pod wodzą Tatiany Anodiny, kłamiącej od samego początku w sprawie powodów katastrofy, to jeszcze do tego cała sprawa potraktowana jest, jako cywilna i w przeciągu pięciu lat zostanie przedawniona, czyli jej ewentualni sprawce już 10 kwietnia 2015 roku, nawet, jeśli sami się przyznają do winy odejdą wolni.
MW
0 Comments
Leave a Reply. |
O polityce i nie tylko
Nie ma innej polityki niż polityka lokalna Archives
January 2018
Categories |