Stopnie wtajemniczenia w hierarchii watykańskiej przypominają nieco swoją zewnętrzną formą poziomy wyszkolenia sztuk walki. W obu przypadkach przy pomocy kolorowych elementów ubioru oznacza się stopnie i co za tym idzie poziom wiedzy i umiejętności. W karate, judo czy ju-jitsu im ciemniejszy kolor pasa wiązanego na kimono, tym bardziej świadczy to o posiadanych umiejętnościach praktykującego. Im ciemniejszy kolor tym większy również szacunek, jakim otaczają posiadacza inni praktykujący. Wszystko jednak zmienia się na macie. Tam kolor pasa nie ma znaczenia i często ten z ciemniejszym, niejednokrotnie czarnym pasem, dostaje przysłowiowe „baty” od bardziej wojowniczego i wyszkolonego „jasnego paska”. Tu się także kończy hierarchiczne podobieństwo pomiędzy sztukami walki i duchowieństwem. Kolorowe jarmułki i przepasane na biodrach purpurowe pasy nie mają się ni jak do czarnej jarmułki prawdziwego przedstawiciela narodu zwanego „wybranym”. Nawet biała jarmułka głównego szefa i już prawie pół-członka wyżej wymienionego plemienia, „wymięka” w obliczu rzeczywistej „czerni”. O żadnym „kumite” nawet słownym mowy być nie może, choć twórca całego przedsięwzięcia „niejaki” Jezus Chrystus, kilkukrotnie wdawał się w dyskusje z najmądrzejszymi z „wybrańców” i zawsze wychodzili oni z „maty” z płaczem. Dzisiaj żaden z jego następców, łącznie z Piotrowym namiestnikiem - z „czarną jarmułką” zmierzyć się nie chce. Trzeba przyznać, że „JC” miał i technikę i siłę - chociaż najczęściej tylko argumentu. Parę razy puściły mu jednak nerwy i pogonił „paskiem od kimona” rzekomych wybrańców ze świątyni, którą bezcześcili drobnym handlem i sutenerką (J 2, 13 - 15). Parę razy też „wygarnął” im jak jest (J 8, 44) . Co prawda zapłacił za to swoim życiem, ale to co rozpoczął do dzisiaj jest bezdyskusyjnie najlepszą doktryną religijną i sposobem na życie, oczywiście jeżeli stosowane jest w czystej formie, a nie multi-ekumenicznej perwersji. Należy także przypomnieć, że w sytuacji kiedy „wybrańcy” nie dawali sobie z Nim rady w czystej walce na argumenty odwołali się, zgodnie ze swoją talmudyczną etyką, do podstępu.
Dlaczego Jego następcy nie bronią sprawy i nie stają chociażby do werbalnej szermierki z tamtą stroną, rzucając zwykle ręcznik zanim jeszcze wyjdą na ring?
Nie bije się przecież brata, tym bardziej „starszego w wierze”.
Nie jestem księdzem ani żadnym teologiem, ale jako osoba wychowana w wierze katolickiej postanowiłem już dość dawno temu przeanalizować jedyne źródło wiedzy o Bogu i jego Mesjaszu. Źródłem tym jest Pismo Święte nazywane Biblią. Jak zapewne wszyscy pamiętają z lekcji religii nasza wiara wypływa z nauk Jezusa Chrystusa, który to przyniósł ze sobą Nowe Przymierze, a tym samym formalnie obwieścił zakończenie poprzedniego kontraktu zawartego z Panem Bogiem. Jest to fundament Naszej Katolickiej Wiary. Bez wiadomości na ten temat, a co za tym idzie, przestrzegania Nowego Kontraktu, nie za bardzo można zaliczać się do Chrystusowego Kościoła, nawet jeżeli facet w długiej czarnej sukience mówi w niedzielę z ambony inaczej (czego niestety byłem częstym świadkiem). Nie ma też, czego żałować, bo stary kontrakt oparty był na dość osobliwych zasadach. Nie polecam jego lektury nieletnim i osobom o wysokim poziomie wrażliwości, a zwłaszcza kobietom o małej tolerancji na moralną ohydę, psychopatyczne, opływające krwią rzezie czy perfidne oszustwa. Można najzwyczajniej zemdleć lub w najmniejszym przypadku dostać torsji. Co do wspomnianego w podtytule braterstwa, także odniósłbym się raczej z rezerwą, bo co to za brat, który zabija brata (Kain morduje Abla), oszukuje go dla zysku (Jakub- Ezawa) czy pozbywa się sprzedając w niewolę Izmaelitom (bracia chcieli zabić Józefa, ale jeden z nich, Ruben w ostatniej chwili sprzeciwia się i postanawiają go „tylko” sprzedać w niewolę, okłamując potem ojca, że Józefa zajadły dzikie zwierzęta). Można by tu jeszcze przytoczyć kilka innych podobnych oznak „miłości braterskiej” opisanych i podanych do naśladowania w starym testamencie. Mogą nas one jedynie upewnić w przekonaniu, że jak mamy mieć takich braci - to lepiej ich w ogóle nie mieć.
Pojęcie „starszych braci w wierze” ustanowione podobno przez papieża Polaka Jana Pawła II podczas jego wizyty w żydowskiej synagodze w Rzymie, także w duchu starego testamentu zostało „cokolwiek podkręcone”. Odniosę się tu do wypowiedzi księdza profesora Waldemara Chrostowskiego:
„W przemówieniu w synagodze rzymskiej Jan Paweł II powiedział: „Religia żydowska nie jest dla naszej religii «zewnętrzna», lecz w pewien sposób «wewnętrzna». Mamy, zatem z nią relacje, jakich nie mamy z żadną inną religią. Jesteście naszymi umiłowanymi braćmi i w pewien sposób, można by powiedzieć, naszymi starszymi braćmi”. W przekładach tego przemówienia wyrzucono słowa „w pewien sposób”, na skutek, czego formuła stała się bezwarunkowa. I to jest właśnie ów wielki teologiczny błąd, który oznacza poważne zafałszowanie wypowiedzi papieskiej i wypaczenie samych podstaw teologicznych relacji chrześcijańsko-żydowskich”
Trzeba przyznać, że papież w tej wypowiedzi użył typowej retoryki katolickiej, która dla nas jest całkiem zrozumiała i wywodzi się z podstaw nauczania samego Jezusa Chrystusa, a wyraża się w sformułowaniu „Miłuj bliźniego swego, jak siebie samego” czy przysłowiowym „nadstawianiu wrogowi drugiego policzka”. W zderzeniu jednak z preferowanym przez obecne elity pojmowaniem świata, sformułowania takie są zwykle zniekształcane, lub jak w tym przypadku całkowicie zmanipulowane na użytek pokrętnego talmudyzmu medialnego. Możliwe jest również, że Papież mówiąc o braterstwie „w pewien sposób” miał na myśli, przytoczone wcześniej przykłady ze starego testamentu?
Nie będę walczył z przedstawicielami „Narodu Wybranego przez Boga”
„Wybraństwo” nie jest jak wiadomo jedynie cechą narodu żydowskiego. Na przełomie wieków wiele narodów przypisywało sobie nadprzyrodzone cechy nadane im przez różnego rodzaju bóstwa i tak samo jak w przypadku Żydów, „wybraństwo” spełniało zawsze te same zasady. Bóstwo wymyślone było przez „wybrańców” i teoria „wybraństwa” była promowana tylko i wyłącznie przez samych „wybranych”. Teoria taka zawsze miała na celu bardzo praktyczne cele, zwłaszcza dla zarządzających „wybranymi” i zawsze wiązała się z konceptem wojennym. Często w okresach porażek militarnych teoria „wybraństwa” pomagała w uwarunkowaniu i ukryciu niekompetencji rządzących, którzy doprowadzili państwo do upadku, a później wymyślali i promowali teorie „specjalności” takiego wydarzenia. W naszej historii mieliśmy do czynienia z podobnymi działaniami po haniebnym doprowadzeniu Naszego Kraju do rozbiorów, i późniejszym zasłanianiu zdrady teorią „Chrystusa Narodów”. Podobnie postąpił Adolf Hitler podnosząc naród niemiecki z moralnego upadku po przegranej I Wojnie Światowej promując teorie „niemieckiego nadczłowieka”. Do dzisiaj we wszystkich armiach świata zbliżone koncepcje używane są w obliczy konfliktu militarnego. Każdego żołnierza przed wysłaniem go na front przygotowuje się w przekonaniu, że wróg jest czymś (nie kimś!) gorszym, czymś z „rodzaju podludzi”. Tylko wtedy możliwe jest przełamanie w każdym, normalnym człowieku naturalnego dla nas wszystkich moralnego zakazu mordowania bliźnich. Stosuje się przy tym najprostsze i za razem skuteczne zasady manipulacji świadomością poczynając na odczłowieczeniu przeciwnika poprzez nadanie mu poniżających nazw/przezwisk. Fryc, Szkop, Kraut o Niemcach, Iwan, Commy o Rosjanach czy obecnie Hadżi, A-rab (fonetycznie Ej-rab) o Afgańczykach czy Irakijczykach. Dzięki takiej indoktrynacji młodzi mężczyźni mordują się nawzajem bez żadnych skrupułów, zabijając „tylko” niemających prawa do życia podludzi. Podobną technikę stosuje niestety nauka Talmudu, z której wyraźnie wypływa samo-wybraństwo Żydów i ich rzekome namiestnictwo na Ziemi nadane im w ich własnym mniemaniu prze ich własnego, wymyślonego przez nich samych talmudycznego boga. Mają oczywiście prawo do takiego poglądu, ale nie mają prawa narzucać go innym.
Trzeba także pamiętać, że obecna doktryna żydowsko-syjonistyczna nie ma za bardzo wiele wspólnego z wiarą wyznawaną przez Biblijnych Izraelitów, ani nawet z wierzeniami współczesnych ortodoksyjnych Żydów.
Nie będę walczył, bo nazwą mnie „antysemitą”.
Koncepcja nieprzychylnego lub często wrogiego nastawienia do Żydów powstała zapewne zaraz po tym jak, nawiedzili oni swoją obecnością inne narody świata. Odrębność kulturowa, specyficzny styl życia i przede wszystkim sposób traktowania przez nich swoich gospodarzy, zawsze doprowadzał do tarć, a częstokroć do całkowitego usuwania ich z terytorium państwa. Żydów pozbywały się kolejno wszystkie kraje europejskie w czasie średniowiecza, a wcześniej państwa starożytne.
Określenie „antysemityzm” stworzone zostało przez Wilhelma Marr’a, który w 1879 w wydanej w Niemczech broszurze zatytułowanej „Zwycięstwo żydostwa nad germanizmem” po raz pierwszy użył tego zwrotu. Wcześniej w języku niemieckim używano sława „Judenhass”, co znaczyło w prostym przekładzie „nienawiść do Żydów”. Określenie „antysemityzm” podchwyciły natychmiast wszystkie światowe gazety współczesne Marr’owi i do dzisiaj jest ono używane do określenia osób lub zjawisk, które nie są przychylne Żydom. Wilhelm Marr zyskał przy tym miano pierwszego antysemity Niemiec, a później i całej Europy. Jeżeli jednak spojrzymy dzisiaj na to, jaki cel miało ukucie tak nieprecyzyjnego określenia, które zastąpiło dokładne, choć dosadnie brzmiące „Judenhass” wyciągniemy zapewne zupełnie inne wnioski niż podają nam encyklopedie i słowniki. Osoba Wilhelma Marr’a sama w sobie jest dość zagadkowa jak na „wzorowego antysemitę”. Nigdzie nie ma żadnych widomości na temat matki Marr’a oprócz tego, że była kierownikiem sceny w teatrze. Jego ojciec aktor z zawodu, określany jest, jako liberał i komunista. Sam Marr od lat młodzieńczych działał w przeróżnych organizacjach liberalno-lewackich i komunistycznych. Tworzył i był członkiem tajnych komunistycznych stowarzyszeń. Był zwolennikiem teorii Marksa i Engelsa („Kapitał” wydano w 1867 roku). Podobnie jak Marks, poddaje on specyficznej krytyce poczynania Żydów. W czasie swojego życia żeni się i rozwodzi z czterema kobietami, wszystkie były z pochodzenia Żydówkami. Sam Marr przed śmiercią odstąpił od swoich zapatrywań, a nawet napisał kilka felietonów w wyraźny sposób piętnujących stworzony przez siebie „antysemityzm”. Dzisiaj wiadomo już, że określenie to usunęło z pierwszego planu Żydów, jako podmiot, a w ich miejsce weszli jacyś, nie do końca określeni Semici. Posunięcie takie ma swoje głębokie źródła w talmudycznej dialektyce i dlatego zapewne zdobyło taką popularność w dzisiejszych mediach łącznie z tymi w Izraelu. Nikt dziś nie nazywa przeciwników Żydów „anty-żydami” czy całego zjawiska „żydo-nienawiścią”. Byłoby to zapewne bardziej precyzyjne określenie, niewciągające w swój zakres milionów innych potomków biblijnego Sema. Czasem tylko w języku polskim słyszy się określenie „żydożerca” w odpowiedzi na jego antonim „polakożerca”. Oba te zwroty są jednak w swoim kontekście bardziej rozśmieszające niż precyzyjne chyba, że odnoszą się do kanibalizmu.
Teoria „antysemityzmu” tłumaczona była na przestrzeni lat w najróżniejszy sposób. Najbardziej znane to: teoria "obcego", teorie współzawodnictwa ekonomicznego, także teoria "kozła ofiarnego", tłumaczenie „antysemityzmu”, jako rezultatu ksenofobii, rasizmu, bigoterii religijnej itd. W ostatnich latach pojawiła się teoria oparta na judaizmie, jako źródle niechęci w stosunku do jego wyznawców.
W zderzeniu z rzeczywistością nie można jednak żadnej z tych teorii uznać za prawdziwą. Żydzi nie są narodem ani rasą, która cechuje się ściśle określonymi zewnętrznymi cechami, ani też nie można ich zaliczyć w 100% do klas oligarchów i bankierów. Wśród Żydów są blondyni z niebieskimi oczami, sefardyjscy ciemnoskórzy potomkowie biblijnych Hebrajczyków i całkiem czarnoskórzy Murzyni, są ludzie posiadający olbrzymie majątki i biedni ledwo wiążący koniec z końcem robotnicy, są noszący typowe stroje ortodoksi i ludzie niczym nieróżniący się w wyglądzie od pospolitego Europejczyka, są wierzący i praktykujący oraz przeciwnicy każdej wiary czy religii. Jedynym wiążącym ich aspektem jest talmudyczne postrzeganie świata, specyficzna tylko dla nich moralność i etyka oraz energiczne dążenie do zmiany otaczającej ich rzeczywistości w celu jej do siebie dopasowania. Daleki jestem tu od oceny tych wypływających z Talmudu cech, jednak moje dwudziesto-paro letnie doświadczenia w obcowaniu z przedstawicielami tej nacji nie pozostawiają cienia wątpliwości, co do ich swoistej odrębności.
Z odrębności tej wynika wiele następstw, które rozwijają wcześniej wspomniane teorie. Z braku zrozumienia tej odrębności tworzą się różnego rodzaju niechęci, a nawet posunięta do ekstremy bezmyślna nienawiść. Oczywiście życie w jednym obrębie terytorialnym dwóch tak odrębnych światopoglądów jak łaciński i talmudyczny jest w praktyce niemożliwe stąd wybuchające, co kilkadziesiąt lat konflikty i wojny najczęściej niestety powodowane wpływami żydowskiej finansjery.
W kontekście sformułowania „antysemityzm” trzeba także zwrócić szczególną uwagę na brak równego traktowania stron i uzurpowanie sobie przez stronę żydowską moralnego prawa do negatywnej oceny niechęci do Żydów. Nawet, jeśli niechęć ta wypływa z ich bezsprzecznie destrukcyjnego działania w obrębie kulturowym „rzeczonych antysemitów” mających przecież prawo do obrony swojej wiary i kultury w swoim własnym kraju, „antysemityzm” ma być traktowany, jako coś bezdyskusyjnie złego. Wypływa to z jednostronnego przekonania o „wybraństwie” i narzucaniu tej teorii, jako bezspornego aksjomatu, któremu każdy nie-żyd musi się podporządkować. Oczywiście tak długo jak będziemy przyjmować takie zasady gry i ze strachu przed „przylepieniem” nam metki „antysemity” aprobować budowę „nie do końca historycznych” muzeów, produkcję anty-polskich filmów i druk oczerniających nas książek, tak długo światowa opinia publiczna uważać będzie, że jesteśmy winni Żydom liczone w miliardach odszkodowanie. Czy mamy wyrazić milczącą zgodę na sprzedaż Polskich Lasów, żeby im wypłacić to urojone odszkodowanie? Czy nas i nasze dzieci na to stać? A może najwyższy czas wziąć przykład z Izraela i zacząć twardo bronić swojego interesu i racji stanu bez względu na „ujadające antysemityzmem” tuby wrogich nam z zasady medialnych ścieków z ich bezsensownymi epitetami?
Możemy także przełknąć obelgi, „nadstawić drugi policzek”, nic nie mówić i zapłacić, tylko zapewniam wszystkich, że to dopiero początek roszczeń i nie będzie to pierwsza, ale nie ostatnia „wypłata”.
Marek Wysocki