Tym razem burmistrz starł się z gubernatorem w kwestii wykorzystywania publicznych pieniędzy przy finansowaniu kampanii wyborczych polityków w Nowym Jorku. Dotychczasowe prawo pozwala na dofinansowanie "sześć do jednego" z publicznej kasy kandydatów, którzy w sposób legalny zdołają zebrać $ 250,000, co w końcowym rozliczeniu da im $1,500,000!! Celem tego prawa ma być umożliwienie każdemu z obywateli startowanie w wyborach. W praktyce zasada ta wykorzystywana jest do podrabiania rachunków i przyjmowania korupcyjnych propozycji od sponsorów kampanii wyborczych,( jak to potwierdziły ostatnie skandale i aresztowania wśród polityków z Albany). Obaj panowie reprezentują tu niestety swoje prywatne aspekty sprawy. Andrew Cuomo będący trzecią generacją nowojorskiej rodziny politycznej (jego ojciec także pełnił funkcję gubernatora i niektórzy złośliwie twierdzą, że pozycja to jest dziedziczna) chciałby zachowania prawa dającego możliwość wprowadzania swoich ludzi do „gry”. Michael Bloomberg wydał kilkaset milionów dolarów ze swojej kieszeni na kampanie wyborcze burmistrza Wielkiego Jabłka. Potrafił nawet zmienić prawo i kupić sobie trzecią kadencję (która właśnie dobiega końca). Chce on, żeby każdy sam sobie płacił za karierę polityczną. Jakie jest z tego wyjście? Może by tak powrócić do prawdziwych zasad demokracji i zabronić używania własnych funduszy,- zabronić używania publicznych pieniędzy ,- zmusić polityków żeby po poparcie ruszyli „z czapką w ręku” do obywateli i przekonali nas do swoich programów wyborczych,-zabronić korporacjom brania udziału w kampaniach wyborczych i sponsorowaniu kandydatów,- ustalić dla wszystkich granicę donacji do $2000 dolarów. Uzdrowiłoby to natychmiastowo korupcję w Albany – tylko komu na tym zależy??
MW